![]() |
![]() |
||
![]() |
|||
flamenco wczoraj - dziś - jutro Znacie to powiedzenie, że aby zostać milionerem to najlepiej urodzić się synem miliardera! ;) Bardzo podobny mechanizm można zaobserwować w świecie flamenco. czy puro flamenco można polubić? Wątpiącym spieszę donieść – oczywiście, że tak! Wiem to z autopsji. Kiedyś wytrzymywałam najwyżej kilka taktów (...). Dziś, im bardziej puro, tym bardziej mi się podoba. Hm... podoba? flamenco dla każdego refleksja
Trafnie zauważa
nasza klubowiczka
jose luna Luty 2011. Tym razem Peña Flamenco-Rociera Jose Luna w centrum Madrytu. Nie mogę uwierzyć, że tu jestem! Tym razem to ja jestem gościem na „pokładzieˮ klubu flamenco, który nosi imię Jose Luny, tego samego, który półtora roku temu śpiewał a capella na Przystani Wawel! Ay, duende del sur... Czy można spotkać legendarnego duende (ducha flamenco), rodem z południa Hiszpanii, spacerując ulicami Szczawna-Zdroju czy Wałbrzycha? Okazuje się, że tak...
Sevillanas... Bardzo często granica dzieląca flamenco od folkloru jest płynna. Sevillanas poruszają się po tej cienkiej granicy, utrzymując swój ludowy charakter ale bez rezygnowania z ekspresyjnego bogactwa flamenco...
Sevillanas... W sevillanas o charakterze zalotnym poszczególne zwrotki oddają (w symboliczny sposób) charakter relacji miłosnej...
ABC Sevillanas Sevillana to popularny taniec, rodem z Andaluzji, głęboko zakorzeniony w kulturze hiszpańskiej. To również pogodny utwór ludowy o tej samej nazwie, który pod pozorem prostych i łatwych dla ucha tekstów dotyka jednocześnie bardzo głębokich treści. Fenomen Flamenco Od dłuższego czasu zastanawiam się co takiego tkwi w tym gatunku sztuki, który pociąga ludzi na całej kuli ziemskiej. Kilka tysięcy Japończyków tańczy flamenco w licznych akademiach tańca w Tokio. Taniec i korowód Taniec jest formą przeżywanej radości. Dlatego już w starożytności tańczono przy radosnych wydarzeniach życia codziennego, jak o tym wspomina również Biblia; tańczono w czasie uroczystych obchodów zwycięstwa, w czasie uczt, dożynek, uroczystości weselnych.
.........
|
|
FLAMENCO
Znacie to powiedzenie, że aby zostać milionerem to najlepiej urodzić się synem miliardera! ;) Bardzo podobny mechanizm można zaobserwować w świecie flamenco. Ci, którzy nie pochodzą z Andaluzji i nie płynie w nich cygańska krew, mają zdecydowanie pod górkę! Co nie znaczy, że nie udaje im się zaistnieć… Faktem jest, że oprócz talentu i ciężkiej pracy, konieczny jest kontakt z tradycją, z tymi, którzy flamenco żyją na co dzień. Trzeba chłonąć atmosferę nocnych biesiad, rodzinnych i przyjacielskich spotkań. Sięgnąć do korzeni. Wspomina o tym w swoich wywiadach, znany, młody cantaor Miguel Poveda. Payo urodzony w Barcelonie, ostatecznie zaakceptowany w środowisku, dziś mieszka w Sewilli. :) Same rodzinne tradycje oraz klimat andaluzyjskiej bohemy to nie wszystko! Mechanizm działa w dwie strony. Jeśli ktoś z południa chce zaistnieć na deskach światowych teatrów to musi wyjechać do Madrytu (od niedawna w grę wchodzi Barcelona) i sporo zainwestować w naukę u najlepszych mistrzów, w najlepszych szkołach tańca. Poznając bliżej historie artystów flamenco dostrzegłam, że tym co było dla nich wspólne to nie tylko miłość do tego gatunku sztuki ale i bieda! Trudne warunki materialne, w których przyszło im żyć. Kiedy artyści dawnego pokolenia zaczynali śpiewać, tańczyć czy grać, flamenco nie było jeszcze modne i często nie miało dobrej sławy… Łza kręci się w oku słuchając wspomnień tancerek, które jako dzieci dorabiały (na utrzymanie swoich rodzin) tańcząc w miejscowych tablao, za marne grosze. Kiedy musiały pożyczać buty i stroje na występ bo na własne nie było ich stać. Mało znani wówczas artyści nie mieli „parcia na szkło” ani świadomości, że to dzięki nim flamenco przetrwa, a w przyszłości zajmie zaszczytne miejsce na liście Arcydzieł Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO! Inspiracją do napisania tego tekstu było dla mnie nagranie z programu El Sol, La Sal, El Son, w którym wystąpiły na scenie trzy kobiety reprezentujące trzy pokolenia artystów flamenco: babcia La Negra, córka Lole Montoya i wnuczka Alba Molina. To piękny przykład na to, że flamenco nie tylko było, ale i jest, i z pewnością nadal będzie…
Dziś flamenco ma się całkiem dobrze. Rozwija się i jest coraz
bardziej modne poza granicami Hiszpanii. Młodzi artyści coraz
odważniej eksperymentują z tradycją. Czas pokaże na ile trwałe będą
te ich wysiłki. Póki co z dużym zainteresowaniem oglądam programy
dla dzieci! :) Obserwuję na ile jest jeszcze w nich tej dziecięcej
radości i spontaniczności, w świecie wszechogarniającej komercji,
która niestety nie oszczędza także świata flamenco! Polecam takie
programy jak MENUDA NOCHE czy MI PRIMER OLÉ.
Dziś swoją przygodę z flamenco rozpoczyna kolejne pokolenie artystów, począwszy od takich sympatycznych, młodziutkich gitarzystów (jeden z ich jest samoukiem!)...
...a na pełnych młodzieńczej werwy śpiewakach i tancerzach skończywszy! :)
Pozdrawiam i życzę przyjemnego odkrywania bogactwa i czaru jakie zawiera w sobie flamenco w każdej postaci – w tańcu, śpiewie czy dźwiękach gitary! Katarzyna
KD ˗ Kraków, Luty 2012
dziś
pytanie – dziś odpowiedź Wątpiącym spieszę donieść – oczywiście, że tak! Wiem to z autopsji. Kiedyś wytrzymywałam najwyżej kilka taktów i zrezygnowana, z nutką żalu w sercu – flamenco jednak nie jest dla mnie :) – zmieniałam stację radiową lub CD. Tym, którzy znają mnie od niedawna być może trudno w to uwierzyć, ale tak było… Dziś, im bardziej puro, tym bardziej mi się podoba. Hm… podoba? Nie wiem czy to jest dobre słowo na określenie emocji, które czuję gdy zawodzący, szorstki głos cantaora przenika mnie i wzrusza do głębi. Nie sądzę aby istotą flamenco (zarówno w śpiewie jak i w tańcu) były cukierkowe, słodziutkie dźwięki czy też pięknie wystylizowane figury i „calineczkowe” piękno. Rozumiem jednak wszystkich tych, którzy na hasło flamenco reagują grymasem na twarzy lub stanowczym – nie dziękuję! To nic nowego i oryginalnego. Podobnie się rzecz ma z muzyką klasyczną. Ileż niewykorzystanych godzin lekcji muzyki w szkole podstawowej. Zazwyczaj przepadały bezpowrotnie albo ciągnęły się niemiłosiernie podczas gdy nauczyciel dyktował nam długaśne biografie wielkich kompozytorów. Jak coś polubić jeśli na dzień dobry podaje nam się to w tak niestrawnej formie? Tyle na temat muzyki poważnej. Swoją drogą chciałabym poznać tego kto tę nazwę wymyślił! Z flamenco jest podobnie. W polskich szkołach nikt o nim nie wspomina, bo i po co i na co to komu potrzebne? Błąd! Flamenco bardzo pomaga rozwinąć poczucie rytmu. Ze względu na swoje wielokulturowe korzenie (arabskie, indyjskie, żydowskie oraz andaluzyjskich Cyganów) buduje wrażliwość na tego rodzaju różnorodność. Specyficzny ruch w tańcu skierowany na spontaniczność fantastycznie pomaga w odnalezieniu w sobie tej wolności i dziecięcej spontaniczności, którą z wiekiem niestety tracimy. Powracając do tematu moich rozważań pragnę zachęcić wszystkich sceptyków aby nie rezygnowali z przygody jaką może stać się dla niech flamenco. Aby oswoić „bestię” niech zaczną od końca! Czyli od słuchania bardzo lekkich utworów typu pop-flamenco lub flamenco chill. Niech słuchają lekkich i radosnych rytmów, do których nogi same zaczynają podrygiwać. Niech obejrzą parę spektakli flamenco, w których można podziwiać pięknych tancerzy obu płci! :) Z czasem przyswoicie nowe rytmy i co ważniejsze oswoicie się ze specyficzną barwą głosu śpiewaków flamenco. Początkowo jego chropawy dźwięk może irytować lub męczyć, ale z czasem zaczyna przemawiać i budzić emocje – nie tylko te negatywne! :) Przekonajcie się o tym sami! Skoro jesteśmy już przy barwie głosu. Nie dość, że jest taka inna niż ta, która króluje na europejskich listach przebojów, to jeszcze te jęki i krzyki! Na pewno wiecie co mam na myśli. Według mnie to akurat Polaków nie powinno dziwić. Posłuchajcie sobie górali w akcji. Jeszcze lepiej jak zastanowicie się o czym taki cantaor śpiewa. No dobrze, niech będzie – jęczy! Jeśli nie znacie hiszpańskiego (w każdym wieku możecie zacząć się go uczyć – chętnie pomogę!) to poszperajcie w „necie” i znajdźcie tłumaczenia tekstów. Z góry uprzedzam, że to nie będzie łatwe bo sami Hiszpanie mają kłopot ze zrozumieniem o czym Cyganie śpiewają (chodzi mi o wymowę) ale to szczegół. Dla chcącego nic trudnego – te najbardziej znane kawałki są dostępne. Jak już wiemy na jaki temat ktoś „jęczy” to połowa sukcesu. Ludzie, którzy lubią muzykę są zazwyczaj wrażliwi więc łatwiej im się wczuć w emocje artysty. Tym bardziej jeśli wiedzą co mu dolega! ;) A teraz uwaga! Nie mieliście w życiu nigdy ochoty zawyć lub krzyknąć na całe gardło – że się tak filozoficznie wyrażę – z bólu istnienia? Z tęsknoty czy samotności? Szczęściarze! To do tych z Was, którzy stwierdzą, że nie. A pozostali domyślam się, że skwitują: Może i ochota jest, ale przecież nie wypada! A w sztuce wszystkie chwyty dozwolone i dlatego uwielbiam te utwory, w których ktoś „za mnie” może „wrzasnąć” czy „zapłakać” a tym samym wyrazić również to co ja czuję. Niech to będzie jęk, krzyk, grymas na twarzy czy konkretny ruch w tańcu. W moim odczuciu flamenco polega na obnażaniu duszy, nie ciała (© K. Dziurdzik)! Za to go szanuję i tak bardzo lubię. Czujecie to? Wiecie co miałam na myśli pisząc to co napisałam powyżej?! Skoro mowa o emocjach. Kolejnym bardzo trafnym stwierdzeniem, tym razem zasłyszanym przeze mnie, jest: „Flamenco to styl życia”. I to jest klucz do zrozumienia tej sztuki! Pięknie wystylizowane spektakle flamenco czerpią z wielopokoleniowej tradycji a także odważnie z nią eksperymentują. Aby zrozumieć flamenco trzeba chociaż w stopniu podstawowym poznać jego historię. Gdzie się zrodziło i w jakich warunkach powstawało… Dajmy na to takie saetas. Oj, potrafią być ciężkie. Mówiąc krótko, saetas to wyśpiewana w okresie Wielkiego Tygodnia pasja Chrystusa i ból Matki Bożej, patrzącej na cierpiącego i umierającego Syna. Na początku była modlitwa, z czasem nadano jej formę pieśni. Ta kolejność jest istotna!
A
takie na przykład
mineras. Zrodziły się
w kopalniach Mursji! Ich teksty odnoszą się do życia i zmiennych
losów górników. Opiewają ich tragedie, ból ale również tlącą się w
nich nieśmiało, nadzieję. To
właśnie górnicy zapoczątkowali ten ciężki i trudny w interpretacji
śpiew!
Katarzyna
Ps. Tych, których niniejszy temat wciągnął bardziej, zachęcam do
obejrzenia w całości filmu, pt. „Bodas de gloriaˮ. Nakręcony został
pod dyktando patriarchy jednego z najsłynniejszych rodów cygańskich,
El Farruco. Osoby występujące w tym filmie to w większości
członkowie jednej rodziny, Montoya. Śledząc losy bohaterów poznajemy
ich życie na co dzień i od święta, interpretowane w najczystszej
formie puro flamenco! KD ˗ Kraków, Styczeń 2012
refleksja W zakładce
Historia Klubu możecie przeczytać jak zrodził się pomysł
założenia w Krakowie klubu i akademii tańca Fuente de Czas płynie nieubłaganie panta rhei ale w sercu i pamięci pozostają nienaruszone takie momenty jak wspólnie spędzone chwile, czas radości i pogody ducha. Do nich należy między innymi wspomnienie czerwcowej fiesty, na zakończenie rocznego kursu sevillanas. Przyglądam się
fotografiom, na których widzę uśmiech, spontaniczność… i rodzi się
we mnie nieskrywana duma, że mam to szczęście pracować z ludźmi o
wrażliwości tak zbliżonej do tej południowej, z Półwyspu
Iberyjskiego. A nie jest nam, mieszkańcom północy, łatwo zachować
tego młodego ducha w obliczu codziennych zmartwień i kłopotów,
atmosfery wszechogarniającego kryzysu czy pochmurnego, deszczowego
nieba za oknem! Trafnie zauważa
nasza klubowiczka Oby ta chęć
pokonywania w tańcu naszych ograniczeń oraz stałego rozwoju
towarzyszyła nam jak najdłużej! Dzielmy się naszym doświadczeniem z
osobami, które po raz pierwszy przekraczają próg naszego klubu,
pamiętając jakie były nasze początki i do czego możemy dojść jeśli
będziemy bardzo tego chcieli! Na dowód tego, że „chcieć
to móc” pragnę Wam przybliżyć nieco postać niesamowitej kobiety o
artystycznym imieniu LA NIÑA DE LOS CUPONES. Proszę,
przerwijcie na moment lekturę tego tekstu i obejrzyjcie w skupieniu
fragment jej występu na
XV Bienal de Flamenco de Sevilla: Bardzo często słyszę od osób, które wahają się
czy rozpocząć naukę flamenco, że nie mają słuchu ani koordynacji
ruchu. Jak mantrę powtarzają z rezygnacją w głosie, że to już nie te
lata, że z taką nadwagą czy wyglądem, to nie dla nich. To
nieprawdopodobne z jaką łatwością wypowiadamy słowa, którymi sami
się ranimy i podcinamy sobie skrzydła, zapominając w ogóle, że je
mamy!
María Ángeles Narváez, jako
sześcioletnia dziewczynka, wciągu dwóch miesięcy straciła słuch na
skutek przyjmowania pewnego leku, który uszkodził jej nerw słuchowy.
Na prawe ucho nie słyszy w ogóle, a na lewe zakłada aparat słuchowy
(rejestruje zaledwie 30 decybeli). Czyta z ust a to co pomaga jej
tańczyć to uderzenia palmas markujące compás. Niepostrzeżenie dla
publiczności, śledzi ruch rąk perkusisty uderzającego w cajón.
Zanim zaczniemy narzekać i tworzyć sztuczne bariery (nie tylko w
czasie nauki tańca) zachęcam na chwilę refleksji podziwiając taniec
i „śpiew” migowy w wykonaniu La Niña de los Cupones.
Cupones czyli
kupony dobrze znanej w całej Hiszpanii loterii ONCE, w której
zatrudniane są osoby niedowidzące i niepełnosprawne.
Kiedy słucham śpiewu Camarona zawsze mam ściśnięte gardło i trudno opanować mi wzruszenie. Wiele osób zadaje sobie pytanie co powiedziałby sam Camarón na widok śpiewu migowego tej wyjątkowej kobiety jaką niewątpliwe jest Mª Ángeles Narváez, La Niña de los Cupones. Na nagraniu, które poniżej zamieściłam, María interpretuje językiem migowym bulerię Pañuelo a rayas, Camarona de la Isla. I już sama nie wiem co bardziej wzrusza, przejmujący głos Camarona czy gest języka migowego, w tak piękny sposób współgrający z gestami w stylu flamenco. Z resztą sami oceńcie... Katarzyna
KD ˗ Kraków, Październik 2011
peñ Chwila retrospekcji... sierpień 2009. Upalny wieczór, fiesta w rytmie sevillanas na Przystani Wawel dobiegła końca. Większość gości opuściła już statek. Zostałam na pokładzie w towarzystwie kilku najbardziej „zakręconychˮ klubowiczów i poprosiłam o ostatnią sevillanę w kole. Bardzo lubię uczyć tańca, organizować fiesty, itp. ale to, co najbardziej mnie uszczęśliwia to takie momenty, w których mogę tańczyć dla samego tańca! Kiedy nikt nie patrzy na mój taniec jak na pokaz czy występ. Kiedy czuję, że dźwięki wypełniają moje ciało a myśl biegnie za treścią poszczególnych utworów... Kiedy nikt i nic mnie nie rozprasza... Tańczyliśmy już dłuższą chwilę kiedy nagle dobiegło do moich uszu zapytanie, jakby z zaświatów: ¿Qué hacéis aquí? Jak to co tu robimy? – spojrzałam zdziwiona na grupkę Hiszpanów zaglądających zza burty na pokład statku. Nastąpiła krótka wymiana zdań i to najważniejsze z mojej strony: A wy tańczycie sevillanas? W odpowiedzi uśmiech i błysk w oku. Nie czekałam ani chwili dłużej aby zaprosić „przypadkowychˮ gości do wspólnego tańca! W pewnym momencie jeden z gości – José – poprosił o wyłaczenie sprzętu i zaczął śpiewać sevillanas a capella! Kilka osób poderwało się od razu do tańca a reszta akompaniowała nam haciendo palmas. I tak zaczęła się nasza znajomość a dziś już przyjaźń z flamencos madrileños!
Luty 2011. Peña Flamenco-Rociera Jose Luna w centrum Madrytu. Nie mogę uwierzyć, że tu jestem! Tym razem to ja jestem gościem na „pokładzieˮ klubu flamenco, który nosi imię Jose Luny, tego samego, który półtora roku temu śpiewał a capella na Przystani Wawel! Trudno opisać atmosferę takiej nocy flamenco, która nie ma nic wspólnego z komercyjnymi spektaklami dla turystów. Tu spotykają się przyjaciele i znajomi aby wspólnie śpiewać, grać, tańczyć i słuchać. To pewnego rodzaju biesiada a nie pokaz! Zabrzmi niewiarygodnie ale to coś bardzo zbliżonego do biesiad... góralskich! Jeśli ktoś nie widzi podobieństwa to albo nie zna górali z krwi i kości albo nie miał okazji poznać rasowego flamencowca! :)
Jose Luna i „su genteˮ (jego ludzie) sprawili, że przez chwilę poczułam się jedną z nich. To niesamowite jak są otwarci i serdeczni nie tylko dla mnie ale dla całego klubu Fuente de la Amapola! Z jakim wzruszeniem i dumą opowiadali znajomym z Madrytu o ich pobycie na statku w Krakowie oraz o tym, jak dzielnie i z jaką pasją propagujemy ich kulturę. Moje ukochane sevillanas darzą szczególnym szacunkiem! Nie istnieje dla nich fiesta czy koncert bez tego palo! Posłuchajmy przez chwilę jednej z takich sevillanas, których się nie tańczy tylko delektuje słuchając!
Kiedy trzeba słuchać to trzeba ale przychodzi taki moment (owej nocy tak koło drugiej nad ranem), kiedy nikt nie myśli o powrocie do domu tylko chce dalej tańczyć. Tańczyć pomimo wszystko! Pomimo, że nie ma miejsca do tańca a kroki bywają różne! Jakie to ma znaczenie jeśli wszyscy czują podobnie!
Ech, wszystko to co dobre trwa stanowczo za krótko! Dlatego postanowiłam nie czekać aż minie kolejne półtora roku i już zaprosiłam Jose Lunę aby ponownie odwiedził Kraków, no i oczywiście Fuente de la Amapola! Zaproszenie zostało przyjęte błyskawicznie, z wielkim entuzjamem i dzięki temu już na początku maja zagości w naszych progach ten sympatyczny cantaor flamenco (śpiewak flamenco) a towarzyszyć mu będzie bailaora flamenca (tancerka flamenco) Silvia Arenas. Szczegółowe informacje dotyczące ich pobytu u nas znajdziecie w aktualnościach. Zanim tu przyjadą możecie ich zobaczyć i posłuchać w sieci. Na wybranych przeze mnie nagraniach pojawia się również Pablo Fraile (bailaor flamenco i uczeń słynnego Antonio Canales), który już od dłużego czasu występuje z Mistrzem na koncertach nie tylko w Hiszpanii ale i w Ameryce oraz Japonii. Zdradzę jeszcze, że wie o naszym Klubie i ma wielką ochotę przyjechać do Krakowa! Może jeszcze w tym roku...?! Trzymajcie kciuki! Jose Luna y Arena Fina 3 - MARTINETE Jose Luna y Arena Fina 4 - AMAR POR AMAR Jose Luna y Arena Fian 5 - SEVILLANAS Jose Luna y Arena Fina 6 - SEVILLANAS ELECTRICAS Na koniec zapraszam do Galerii na fotoreportaż z mojego pobytu w Madrycie.
KD
˗
Kraków, Luty 2011 … caminando por la calle yo te vi*! Czy można spotkać legendarnego duende (ducha flamenco), rodem z południa Hiszpanii, spacerując ulicami Szczawna-Zdroju czy Wałbrzycha? Okazuje się, że tak gdyż duch flamenco jak na dobrego ducha przystało, wieje kędy chce. Nie zważając na geograficzno-polityczne granice trafia do tych, którzy otwierają przed nim swoje serce… Wsłuchując się w rytm flamenco-chill wracam wspomnieniami do spotkania z wyjątkową osobą… Początek tegorocznych wakacji. Upalny lipiec w malowniczym Szczawnie-Zdroju. Spora grupa miłośników flamenco z całej Polski (wszystkich, gorąco pozdrawiam!) spotyka się tu na Seminarium Flamenco, które poprowadzi Pilar Montoya (La Faraona) wraz ze swoim siostrzeńcem, Octavio Lozano Montoya. Pomysłodawcą i organizatorem całego wydarzenia jest Katarzyna Małecka z Arte Flamenco we Wrocławiu. To właśnie dzięki niej możemy cieszyć się obecnością Pilar i Octavia, którzy pochodzą ze słynnego cygańskiego rodu Farruco. Pilar Montoya zafascynowała mnie swoją otwartością, szczerością i autentycznością. Na co dzień jak i w tańcu jest sobą, nie musi niczego udawać. Ma duże poczucie humoru, poczucie własnej wartości oraz niepodważalnej wartości sztuki, którą uprawia. La Faraona, podobnie jak wielcy tancerze flamenco (zarówno ci medialni jak i tacy, o których istnieniu nie mamy pojęcia), nie musi „grać”. Dlaczego? Ponieważ jak to niejednokrotnie podczas warsztatów podkreślała (podobnie z resztą jak Octavio) „Flamenco se defiende solo!”. Tak, tak, flamenco broni się samo!
Pilar podczas różnych spotkań, m.in. z teorii czy zajęć praktycznych, pomogła mi zrozumieć istotę „uczucia” (el sentimiento) tak ważnego, w zasadzie najważniejszego w tej dziedzinie sztuki. Wszyscy o nim mówią, niektórzy potrafią je perfekcyjnie zagrać. La Faraona z typową dla siebie pogodą ducha i błyskiem w oku tłumaczy: „Kiedy tańczysz i udajesz uczucie to tworzysz flamenco show. Tańczysz dla siebie i pokazujesz siebie. Kiedy natomiast czujesz coś naprawdę i jesteś autentyczna w swoim przekazie to mówimy już o puro flamenco. Dajesz coś z siebie innym”. Jakie to proste, nieprawdaż?
Enrique El Cojo.
Niski, krępy, łysawy, kulawy
i...
Flamenco od lat przemawia do mnie w sposób szczególny. Dźwięki gitary, stukot obcasów czy palmas (wyklaskiwany dłońmi rytm) poruszają mnie do głębi rozniecając tęsknotę za tą właśnie formą ekspresji. Ale czy ktoś z północy Europy może tańczyć flamenco tak jak „ci z południa”? Czy możemy osiągnąć taki stopień perfekcji w taconeo i poczuć te rytmy tak jak ci, którzy od urodzenia słyszą je na codzień wokół siebie? A co na to Pilar? Dziewczyno! Spokojnie! Flamenco to nie technika (która niewątpliwie jest ważna ale nie najważniejsza!)… Skomplikowane taconeo? A po co ty chcesz dużo tupać? Bulería też nie potrzebuje taconeo! Myślałam, że spadnę z krzesła kiedy to usłyszałam! I to mówi „La madre de la bulería” (Matka bulerii) – bo tak nazwał Pilar jej ojciec, legendarny Antonio Montoya (El Farruco). Tydzień spędzony z Pilar Montoya był dla mnie czasem szczególnym. Zajęcia z rumby na pierwszy rzut oka wydawały się proste. Ale czy we flamenco może być coś prostego? Dlaczego efekt końcowy nie jest taki jakiego bym oczekiwała? Okazuje się, że sam taniec nie byłby tak trudny, gdybyśmy tylko nie komplikowali sobie życia poprzez uszlachetnianie naszych ruchów, które u podstaw tego tańca są proste! Szokującym dla mnie odkryciem było kiedy Pilar zwróciła nam uwagę na zwykły ruch nogą. Prawie każdy z nas wykonywał go z iście akademicką precyzją. A tu jak się okazuje ruch powinien być prosty, naturalny. Może jest to sprawa gustu, dwóch różnych stylów. Pewnie tak, ale nie wiadomo dlaczego towarzyszy mi dziwne uczucie, że przy okazji dotykamy tematu korzeni, istoty tego tańca… Czym jest flamenco? To taniec „na bosaka” dzieciaka z ulicy… to dwuletnia wnuczka Pilar kiwająca się w rytmie, z rękami w górze, mrugająca filuternie wokoło; to profesjonalnie wystylizowany koncert na deskach wielkich teatrów… To także spontaniczny śpiew na rodzinnych uroczystościach albo przy tak prozaicznej czynności (jak wyznaje mi Pilar) jaką jest zamiatanie podłogi. Kiedy ogarnie ją duende to miotła i porządki idą w odstawkę, muszą poczekać. Bywa, że gdy gotuje swoje ulubione danie to wrzuca składniki do garnka w rytm bulería. Wówczas nawet potrawa ma posmak flamenco. Flamenco rodzi się z nieodpartego pragnienia uwolnienia konkretnej emocji. Raz jest to przejmujący smutek, żal, tęsknota. Innym razem radość czy wszechobecna miłość. Każdy Cygan i artysta flamenco z krwi i kości powie, że flamenco nie zaczyna się w momencie wyjścia na scenę. Flamenco się nie wykonuje tylko się nim żyje! Jest w nich obecne w każdym momencie dnia i nocy. To styl życia. Ech, jak bardzo przypomina mi to naszych górali… Kiedy widzę Farruquito tańczącego na bosaka przypominają mi się hołubce wywijane przez juhasów z Podhala. Jestem głęboko przekonana, że ta sama śleboda (wolność) porywa ich do tańca!
A dziś, ile jest naprawdę flamenco w tym co mamy przyjemność oglądać? Jak w każdej dziedzinie i tu wkrada się bezduszna komercja! Pojawiają się nowe nurty i różnego rodzaju wariacje „na temat”. I jak sądzę nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że nie sprzedaje nam się tych form pod nazwą flamenco. Przypominają mi się sklepy internetowe sprzedające obuwie do tańca o nazwach poszczególnych palos flamenco (tangos, rumba, bulería). Początkowo Pilar i Octavio potraktowali żartobliwie fakt, że takowe istnieją. Jednak przez kolejne dni, już zasmuceni i głęboko poruszeni, wracali do tego tematu w rozmowach ze mną. Powtarzali: „Eso es una falta de respeto… eso no puede ser!”. To brak szacunku dla sztuki… tak nie może być! Skąd my to znamy? Ciekawe czy tego samego typu żal ogarnia nas kiedy popijamy u cioci na imieninach wódkę Chopin czy Sobieski? Bueno… W tym miejscu być może pasowałoby zgrabnie zakończyć ten tekst ale celowo tego nie zrobię. Pilar sprawiła, że po raz kolejny wyruszam w drogę, na spotkanie duende oraz ludzi, którzy idą z nim pod rękę. Spotkanie w przelocie mnie nie satysfakcjonuje! Zakończenia więc nie będzie. To przecież najzwyklejszy początek długiej drogi… KD ˗ Kraków, 2010 * „Aj, duende z południa, idąc ulicą widziałam cię…” – fragm. tekstu piosenki zespołu Chambao, pt. „Ay deunde del sur”.
Sevillanas...
Na
podstawie tekstu Candeli Olivo,
„SEVILLANAS,
EL PALO EQUIDISTANTEˮ Bardzo często granica dzieląca flamenco od folkloru jest płynna. Sevillanas poruszają się po tej cienkiej granicy, utrzymując swój ludowy charakter ale bez rezygnowania z ekspresyjnego bogactwa flamenco. Jest to styl, w którym pojawiły się takie głosy jak słynnej La Niña de los Peines, Camarón de las Islas czy współcześnie Estrella Morente. To gatunek, który jest w połowie drogi. Jego nieustanna przemiana doprowadziła do powstania nowych stylów, rozwoju muzycznego i tematycznego pieśni (coplas). Sevillanas niewątpliwie przyczyniły się do upowszechnienia andaluzyjskiej kultury.
Sevillana jest utworem ze strofą podobną do klasycznej kastylijskiej seguidilla, chociaż z czasem ewoluowała jej forma metryczna i muzyczna. Ten gatunek powstał jako archetyp ludowej pieśni w stylu flamenco, której ostatecznym celem zawsze był akompaniament do tańca o tej samej nazwie. J.M. Caballero Bonald uwzględnia sevillanas w swojej klasyfikacji stylów flamenco (clasificación de los palos flamencos), pośród śpiewów pochodzących z różnych źródeł folkloru Andaluzji i La Mancha.
W tym gatunku, który według Blas Vega charakteryzuje się takimi cechami jak „gracja, żywotność i żwawy dynamizm”, uderzenie gitary (która mu akompaniuje) pozwala na dowolną tonację. Taniec, ruch (prawie wrodzony dla sewilijczyków) jest bardzo charakterystycznym znakiem dla tego gatunku. Sevillanas tańczy się w parach, (w serii czterech choreografii) na każdym szanującym się balu, imprezie, festiwalu, święcie, pielgrzymce czy nawet dyskotece. Każda część ma swoją odmienną choreografię ale o stałych krokach. Całość wymaga przerw muzycznych pomiędzy zwrotkami – w postaci ciszy lub refrenu. Do najbardziej charakterystycznych kroków zalicza się, tzw. paseos, pasadas, careos i remates. Na ostatni takt śpiewaka zarówno muzyka jak i taniec kończą się a tancerze przybierają charakterystyczną pozę pełną „wdzięku i elegancji, wręcz prowokacyjną, nadającą charakter tańca zalotnego”. Wpływ flamenco wzbogaca zakończenia (los remates) tonem bulerías lub tangos, co sprawiło, że praktycznie całkowicie rezygnuje się z akompaniamentu kastanietów.
Występ przyjaciół Klubu Fuente de la
Amapola! Jose Luna i jego zespół: Według Blas Vega „sevillana jest stylem, który najbardziej rozwinął się muzycznie i literacko”. Obecnie autorzy tekstów (podobnie jak kompozytorzy, którzy szczycą się rozwojem motywów ludowych w muzyce) dostosowują się do rytmów muzycznych i stosują różne formy metryczne aby uzyskać głębszą treść poetycką. Jak już można zauważyć w filmie dokumentalnym Carlosa Saury „Sevillanas” (1992), (prawdopodobnie największym na cześć tego gatunku jaki nakręcono w historii), istnieje ustalona typologia:
Klasyfikacja ta pojawiła się już w Guía del flamenco Arcadio Larrea (Przewodniku Flamenco) z 1975 roku. Tematy pieśni odnoszą się do elementów charakterystycznych dla Andaluzji, a konkretnie Sewilli. Wyrażane uczucia są zazwyczaj radosne, wesołe i pogodne, często miłosne z dużą dozą humoru. Ostatnio w najpopularniejszych sevillanas, tych świątecznych, dotyczących samej stolicy sewilskiej, pojawia się motyw Matki Bożej z Rocío: „A la Virgen del Rocío le gustan las sevillanas, pero como tiene al niño no puede tocar las palmas...ˮ („Matce Bożej z Rocío podobają się sevillanas ale ponieważ trzyma na ręku Dzieciątko to nie może klaskać”). To temat, który często pojawia się na nagraniach typu popurrí de los coros rocieros (wiązanka; mix chórów rociero) różnych bractw . Flamenco i sevillanas nie mogą zanegować swojego pokrewieństwa. Wielkie postaci flamenco zarejestrowały wersje sevillanas na nagraniach dyskograficznych. La Niña de los Peines, La Paquera, María Vargas, Manuel Gerena czy sam Camarón de la Isla (który pozostawia w filmie Saury jedną ze swoich ostatnich interpretacji - zobacz), to niektórzy ze śpiewaków flamenco, którzy przesiali przez swoje gardło starą seguidilla. Duquende i Estrella Morente (zobacz) należą do współczesnych śpiewaków flamenco, którzy zrobili miejsce dla sevillanas w swoich pracach.
Podobnie stało się w przypadku sevillanas tańczonych, prawdopodobnie pierwszego gatunku tanecznego, który na ziemiach sewilskich opanowuje każdy początkujący tancerz flamenco. Współczesne spektakle takie jak „Raízˮ czy „Bailaorˮ Antonia Canales, „Sensacionesˮ Sary Baras lub „La Metamorfosisˮ Israela Galván w ten czy inny sposób robią ukłon w stronę sevillanas. W tym pogodnym z natury gatunku muzycznym, jakim są sevillanas, tematyka czasami zmienia się, przeobraża, staje się chmurna aby objąć się z flamenco w jego tragicznym odczuwaniu egzystencji:
Cuando mueren los famosos
Kiedy umierają sławni
Cuantos pobrecitos mueren
Iluż ubogich umiera
Yo he visto un hombre morir
Widziałem jak człowiek umierał Ten tekst pieśni ma swój odpowiednik w śpiewie flamenco:
Cuando se muere algún
pobre, Kidy umiera jakiś biedak, Podobnie jak flamenco, tak i sevillana od lat 70-tych przeżywa swoje odrodzenie, które zaznacza się każdej wiosny w pierwszej dziesiątce na listach przebojów regionalnych stacji radiowych. Odzwierciedleniem tego jest powstawanie nowych grup, utworów muzycznych i pełne poświęcenie się temu gatunkowi niektórych firm fonograficznych, takich jak Pasarela, Senador (firmy sewilskie) czy Hispavox. Począwszy od słynnych Los Hermanos Reyes i Los Hermanos Toronjo wciąż zainteresowaniem cieszą się grupy, które zajmują się interpretacją tego gatunku na rożne sposoby. Wśród nich można wyróżnić: Los Marismeños, Amigos de Gines, Los del Río czy Los Romeros de la Puebla. Również indywidualni wykonawcy, tacy jak: El Mani, Rafael del Estad czy Manuel Orta, podążają śladem El Pali, który reprezentował maksymalnie wyeksponowany “sewilianizm” sevillany. Posłuchajmy kilku -
misternie wplecionych w rytm sevillanas - fragmentów
Jeśli pozostała jeszcze jakaś wątpliwość co do pokrewieństwa flamenco z sevillanas, podajmy jeden tylko przykład: Azotea (1988), nagranie grupy Salmarina z Granady. Isidro Muñoz tworzy tekst; akompaniuje grą Vincente Amigo; Manuel Soler taniec, palmas i cajón; gitara basowa Carles Benavent; pianino José Miguel Évora. I jeśli to nie jest flamenco…
Sevillanas...
Tłumaczenie:
K. Dziurdzik Las sevillanas w rzeczywistości nie należą do żadnej z dużych rodzin flamenco ale reprezentują śpiew ludowy najbardziej „sflamenkizowany” w całej Andaluzji. Sevillana prawdopodobnie wywodzi się z seguidilla, z rejonów Castilla i La Mancha chociaż z czasem całkowicie zakorzeniła się w folklorze andaluzyjskim. Uznaje się jej charakter flamenco ponieważ w tańcu widoczne są liczne ruchy i postawy pochodzące z różnych rodzajów flamenco, tzw. palos de flamenco. Las sevillanas są typem sztuki, która nadal się rozwija. Jest to w zasadzie sztuka anonimowa. Znane są jedynie nieliczne nazwiska. Pierwszą tancerką, która zaśpiewała w teatrze, i która dokonała pierwszych nagrań, była La Argentinita. Później La Niña de los Peines nadała nowego życia śpiewowi flamenco. Współcześnie znani są: Camarón de la Isla, Rocío Jurado, Paco de Lucía, Manolo Sanlúcar, el grupo Raya Real, Manzanita, etc. Wśród najbardziej znanych obecnie tancerzy znajdują się Cristina Hoyos y Adrián Galia*. W sevillanas o charakterze zalotnym poszczególne zwrotki oddają (w symboliczny sposób) charakter relacji miłosnej. Pojedyncza sevillana składa się z czterech zwrotek:
W pierwszej części mężczyzna zauważa kobietę, która go pociąga. Taniec składa się z serii pasad (przejść) przedstawiających poznawanie się.
W drugiej sevillana to kobieta jest bardziej aktywna i zbliża się do boku mężczyzny. Następuje gra spojrzeń („juego de miradas”), twarzą w twarz, które potęgują efekt uwodzenia. Po wzajemnym zaakceptowaniu tancerze wykonują kilka kroków symbolizujących spacer pod rękę.
Po pierwszych krokach tancerze zmieniają swoje zachowanie, ich spojrzenia stają się zimne, wręcz pogardliwe. Chociaż się ignorują nawzajem, mężczyzna obawia się utraty swojej partnerki. Taconeo (rytmiczne tupanie) odzwierciedla kłótnię i walkę.
Tancerze ponownie spoglądają na siebie (w tzw. careos) a spojrzenia na nowo stają się słodkie i miłosne. W obrocie końcowym tancerze obejmują się w pasie aby zademonstrować swoją miłość. W tym momencie warto przypomnieć film Carlosa Saury zatytułowany Sevillanas i podelektować się tą przepiękną interpretacją...
* W 1999 roku wydawnictwo Salvat rozpoczczęło wydawanie kolekcji wideo poświęconej flamenco, zatytuowanej „Sentir Flamenco, de la mano del gran bailador Adrián Galia”. Z pierwszej części poświęconej „Sevillanas” zaczerpnęliśmy informację dotyczące tego zapisu.
ABC Sevillanas Sevillana to popularny taniec, rodem z Andaluzji, głęboko zakorzeniony w kulturze hiszpańskiej. To również pogodny utwór ludowy o tej samej nazwie, który pod pozorem prostych i łatwych dla ucha tekstów dotyka jednocześnie bardzo głębokich treści. Sevillanas nie wywodzą się (podobnie zresztą jak fandangos) z flamenco tylko z folkloru payo-andaluz czyli nie cygańskiego. Na początku XIX wieku pojawiły się w Hiszpanii pierwsze cafés-cantantes czyli kawiarnie, w których grano, śpiewano i tańczono flamenco. Z czasem przekształciły się one w miejsca, które dziś znamy pod nazwą tablao. Właśnie tam, wiele spośród cygańskich stylów (palos gitanos) wchłonęło andaluzyjski folklor (se „apayaron”), podobnie jak style ludowe (palos payos) nabrały cech flamenco (se „agitanaron”).
Rafael
Farina w El Cafe Cantante
POCHODZENIE W epoce Odrodzenia istaniała w Sewilli Zarabanda (wzmianki o niej znajdziemy w dziełach Cervantesa i Lope de Vega). Natomiast w XVIII wieku Seguidilla Castellana lub Manchega, którą mieszkanki Sewilli tańczyły w kole, w dzielnicy Arenal. Francisco de Goya uwiecznił na jednym ze swoich obrazów, pt. „El baille a orillas del Manzanaresˮ, tańczące seguidilla pary na brzegu Manzanares w Madrycie. Na początku XIX wieku, seguidilla współistniała a z czasem zmieszała się z Boleroy i tak powstała Sevillana Bolera. W połowie XIX wieku powstała Sevillana Sewilska. Od dziesiątków lat, sevillanas są wszechobecne w całej Andaluzji, w małych wsiach i miasteczkach oraz dużych miastach z Sewillą na czele. Tańczono je na dziedzińcach kamienic (tzw. patios), podwórkach (tzw. corrales) czy na arystokratycznych salonach (en las aristocráticas tertulias de salón). Największe święta po dziś dzień nie mogą się bez nich obejść. Wśród najważniejszych należałoby wymienić: Feria de Abríl de Sevilla (obchodzone nieprzerwanie od 1847 roku w trzecim tygodniu po Wielkanocy; pierwotnie targ ˗ dziś jedno z największych świąt Hiszpanii), Cruces de Mayo (tzw. Krzyże Majowe), Romería del Rocío (Pielgrzymka do Rocío). Sevillanas tańczy się podczas wszelkich fiest i romerías czyli świąt, pielgrzymek i odpustów. Można zetknąć się z nimi nawet we współczesnych dyskotekach!
RYTM El compás (por sevillanas) czyli rytm sevillanas to 6 wartości rytmicznych z akcentem na pierwszą wartość każdego taktu: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 Inaczej rzecz ujmując to… el compás 3x4 czyli 3 wartości (pierwsza zawsze akcentowana fuerte a dwie pozostałe słabsze flojos) . Tonacja gry na gitarze zależy od tego kto śpiewa daną sevillanę (cantaor – śpiewak flamenco). Zdarza się, że poszczególne sevillanas grane są w różnych tonacjach (typowe dla Rafaela Riqueni). Grę rozpoczyna tzw. rasgueo (uderzanie w kilka strun na raz) dopóki cantaor lub gitara nie rozpocznie tzw. la introdución del cante czyli wstępu. Idealnym akompaniamentem gitary są tzw. palmas czyli wyklaskiwanie rytmu dłońmi, charakterystyczne dla wszystkich palos de flamenco. Do najczęściej używanych w tym gatunku instrumentów należą: guitarra, cajón, palillos, caña, flauta, tamboril, pandereta i castañuelas. Sevillana to najpopularniejszy utwór ludowy, w stylu flamenco. Zachowuje zarówno istotę ludowości jak i bogactwo ekspresji flamenco. Składa się z 4 zwrotek czyli tzw. coplas podobnych do klasycznej seguidilla, dziś znacznie zróżnicowanych. Zdarza się powtarzanie po każdej z czterech zwrotek tego samego refrenu czyli tzw. estribillo. Sevillanas opiewają wszystko co ma jakikolwiek związek z Andaluzją a w szczególności z Sewillą. Są to utwory pogodne często dowcipne, w których nawet słowa tańczą! Śmiało można stwierdzić, że niejednokrotnie stanowią one małe formy poetyckie. Pierwotnie sevillana narodziła się jako akompaniament tańca zalotnego czyli tzw. baile de galanteo. Dziś towarzyszy jej taniec o tej samej nazwie. Sevillana – to żwawy, dynamiczny taniec, chociaż w ostatnich latach coraz większą popularnością cieszy się jego znacznie wolniejsza odmiana, tzw. sevillana lenta. Charakteryzuje ją wdzięk i elegancja ruchu oraz dynamizm i giętkość. Najczęściej tańczy się ją w parach ale jeszcze większą przyjemność sprawia taniec w grupie, w tzw. coro czyli kole, w trójkach lub czwórkach. Na poziomie ludowym wykonywane są 4 zwrotki, którym towarzyszą 4 odmienne i stałe (dla danej akademii tańca) układy choreograficzne. Pierwotnie wykonywano 7 coplas (zwrotek), 3 dodatkowe stanowiły tzw. sevillanas boleras. Ze względu na ich skomplikowany układ (zobacz), dziś wykonywane są z reguły przez profesjonalnych tancerzy. Las sevillanas con castañuelas należą do klasycznej szkoły bolera. Taniec z kastanietami stanowi dodatkową atrakcję ze względu na przyjemność czerpaną z charakterystycznego dźwięku jaki wydają drewniane kastaniety.
Klasyczna, sevillana lenta w
wykonaniu: Do najbardziej charakterystycznych kroków zaliczamy: paseíllos, pasadas, vueltas, marcajes, careos, cierres, zapateado/taconeo oraz remate. W ostatnim takcie śpiew, muzyka i taniec urywają się ˗ wówczas tancerze wykonują tzw. desplante czyli eleganckie, lekko prowokujące zakończenie charakterystyczne dla baile de galanteo.
tematyka Najczęściej wykonywane sevillanas można podzielić na następujące grupy tematyczne:
Sevillanas de feria
Rocieras
Boleras
Corraleras
Alosneras
Sevillanas Marineras
Bíblicas
Sevillanas Litúrgicas
para escuchar Spośród najbardziej znanych wykonawców (solistów, duetów i grup propagujących sevillanas) należy wymienić: Bernardo el de los Lobitos, Manuel Vallejo, Duquende, Estrella Morente, Maria del Monte, Los hermanos Toronjo, Los hermanos Reyes, Los Marismeños, Los Romeros de la Puebla, Amigos de Gines, Brises de Huelva, Los Rocieros…
Stroje ˗ Vestido faralÁ
W naszej kulturze andaluzyjska estetyka może wydawać się wręcz kiczowata ale wyśmienicie oddaje pogodę ducha i radosną atmosferę jaka panuje podczas licznych, corocznych fiest.
Stałe elementy stroju kobiet:
Stałe elementy męskiego stroju:
KD ˗ Kraków, 2008
Fenomen flamenco Od dłuższego czasu zastanawiam się co takiego tkwi w tym gatunku sztuki, który pociąga ludzi na całej kuli ziemskiej. Kilka tysięcy Japończyków tańczy flamenco w licznych akademiach tańca w Tokio. W Hiszpanii miałam okazję oglądnąć bardzo ciekawy film, pt. La leyenda del tiempo, który opowiada historię Isra, małego chłopca z Andaluzji i młodej Makiko, Japonki z Tokio.
Isra, bardzo uzdolniony mały cantaor (śpiewak flamenco) po śmierci swojego taty musiał przestać śpiewać. Japonka natomiast bez wiedzy i zgody ojca przyjechała do Hiszpanii aby nauczyć się śpiewu flamenco. Z tym wiązała nadzieję, na uwolnienie emocji, które od dzieciństwa zgodnie z japońską kulturą skrzętnie musiała ukrywać. Z podziwem patrzyłam na tę młodą dziewczynę, która bez kompleksów, ledwo wydając z siebie jakikolwiek dźwięk, nie miała oporów aby spotykać się i brać lekcje prywatne u brata samego Camarona (słynnego „guru” flamenco). Patrzyłam na nią i czułam, że nosimy w sobie tę samą niemoc. Od lat dźwięki flamenco przenikają mnie na wskroś ale kiedy chcę tańczyć czuję się jak przysłowiowe tronco de madera, czyli kawałek drewna. Okazuje się, że ujawnianie emocji, które w nas tkwią nie jest takie łatwe. Często czuję się we własnym ciele jak w klatce. Aby to zmienić sporo zależy od mojego nastawienia, otwarcia się i bycia spontaniczną ale również od mistrzów tańca. Celowo używam tego terminu bowiem wielka przepaść dzieli współczesnych instruktorów tańca od autentycznych mistrzów. Po meandrach flamenco chodzę jakby na oślep, z opaską na oczach. Brakuje mi wiedzy więc „wzruszam się przed obrazem chociaż mało rozumiem z tego malarstwa”. Cieszy i dodaje skrzydeł fakt, że tacy ludzie jak słynny hiszpański bailaor (tancerz flamenco) Antonio Gades daje mi do tego pełne prawo.
Zachęcam do
przeczytania przetłumaczonych przeze mnie fragmentów artykułu
„Nuestra
Carmen y el significado de la danza en mi vida”
(„Nasza Carmen i znaczenie tańca
w moim życiu”) opublikowanego w książce
„Carmen. El sueño del amor absoluto.
Carlos Saura,
Antonio Gades”
(„Carmen. Marzenie o miłości
absolutnej”),
które potwierdzają to co od lat podpowiada mi moja kobieca intuicja. La danza es mi vida Taniec jest moim życiem Antonio gades Całe moje ciało i taniec są środkami ekspresji, wyrazem moich niepokojów. Taniec służył mi w pewnym momencie mojego życia, do uwolnienia się z biedy, nędzy… Z tego powodu winien mu jestem wdzięczność i wielki szacunek. Taniec jest środkiem, który stworzył mi możliwość wyrażania się, pozwolił na ekspresję, którą artysta malarz wyraża w równym stopniu w swoich dziełach. Taniec dodatkowo ma jeszcze w sobie coś cudownego i stymulującego, co jest bardzo, bardzo trudne. Artysta malarz pracuje z płótnem, pędzlami i kolorem, podczas gdy ja pracuję na żywym materiale: ludziach. Dlatego coraz bardziej jestem przeciwny tezie, którą lansują choreografowie i tancerze, tezie według której wszyscy powinni być tacy sami: powinni być piękni, powinni być wysocy i powinni być fizycznie proporcjonalni. Według mnie, taniec wychodzi dużo dalej poza taki sposób myślenia. Zatracił się prawdziwy sens tego, po co tańczy człowiek. Być może dlatego nasze spektakle mają inną jakość, bo taniec interpretują żywi ludzie, a nie archetypy (pierwowzory) jakiejś określonej rzeczy. Tańczą grubi, mają prawo tańczyć łysi, brzydcy, piękni, starzy… Wszyscy mają prawo tańczyć. To znaczy humanizować technikę, czyż nie tak? (…) Należę do tych, którzy wierzą w pracę. Wydaje mi się, że to, co nazywają inspiracją i „duende” („to coś”) nie pojawi się jeśli ktoś nie pracuje. (…) Do tańca pchnął mnie głód (…) i czysty przypadek. Uczyłem się szybko bo byłem małpą imitacji. Naśladowałem strukturę kroków ale nie uczucie. Uczucie tchnąłem tak, jak chciałem ja sam. (…) Moim wielkim mistrzem w życiu była Pilar López, dla której żywię nieskończoną wdzięczność. Najlepsze, co może spotkać człowieka, to mieć mistrza (maestro). Należałoby wrócić do tego terminu, nie tyle nie szanowanego, co dziś zapomnianego. Pilar nauczyła mnie czegoś rzeczywiście ważnego. Nauczyła mnie etyki tańca, wcześniej niż estetyki. To bardzo służyło mi w życiu. (…) Podobają mi się wszystkie gatunki tańca. Zawsze chciałem wszystkie je zobaczyć. Ale sądzę, że nasze są najcudowniejsze i nie myślę tylko o andaluzyjskich… (…) Mamy tak bogate tańce jak baskijski, kataloński, aragoński, galicyjski i nie tyko. Są najlepsze w świecie i nie mówię tego z patriotyzmu „bo moja ojczyzna jest najlepsza w świecie”. Nie, to wynika z mojej znajomości tematu. Naturalnie mam na myśli folklor jako tradycję, coś autentycznego. Szkoda, że przy wielu okazjach, z winy przemysłu turystycznego fałszuje się, podrabia to, co jest bogatą manifestacją kulturalną. Szkoda, że nie istnieje kontrola jakości tak, jak w przypadku pomarańczy (czyli tzw. „denominación de origen” - przyp. tłum.) (...) Ja zawsze starałem się nie dopuszczać do ustępstw na scenie. Więcej: na naszych spektaklach widać, że ucinamy aplauz, i że o niego nie prosimy. Zawsze mówiłem, że największym sukcesem dla mnie byłoby takie zakończenie występu, po którym publiczność nie klaskałaby, a następnie wstała i wyszła, z podobnym szacunkiem jaki można oglądać wewnątrz katedry… Z tą pustką, z tą wielkością, które sprawią, że czujesz się mały. To muzyka ciszy, jak mawiał Bergamín, „milcząca muzyka”. (…) Być może castellanos (Hiszpanie) i ludzie, którzy nie są Andaluzyjczykami, mają inną formę interpretacji flamenco, różną od tej którą mają Andaluzyjczycy. (…) Nie trzeba być ekspertem czy Hiszpanem aby rozumieć flamenco. Wierzę, że jest ścisła relacja pomiędzy uczuciem a wiedzą. Uczucie może pojawić się za pośrednictwem wiedzy. Bezsprzecznie, lepiej mieć określoną wiedzę, dzięki której uczucie może być intensywniejsze. Osoba, która rozumie malarstwo, może analizować obraz i lepiej go doceniać. Ale ktoś, kto malarstwa nie rozumie, również może wzruszać się przed obrazem”.
Taniec i korowód
Przez taniec i korowód (saltato, chorea, chorus) należy rozumieć regularne następstwo rytmicznych kroków albo podskoków, obracanie się względnie stąpanie podług określonych reguł; są bardzo ściśle związane z muzyką, która im najczęściej też towarzyszy. Taniec jest formą przeżywanej radości. Dlatego już w starożytności tańczono przy radosnych wydarzeniach życia codziennego, jak o tym wspomina również Biblia; tańczono w czasie uroczystych obchodów zwycięstwa, w czasie uczt (por. Mt 14,6), dożynek, uroczystości weselnych. Tańce sakralne należały już przed dwoma tysiącami lat do najwyrazistszych sposobów wyrażania uczuć religijnych. Oczywiście są też dzikie, nieokiełznane tańce, ale tych nie bierzemy tutaj pod uwagę. Rytmika ciała i dźwięków pozwala wypowiedzieć w sposób cielesny to, o czym myśli duch, a równocześnie powściągliwie to ukryć i ochronić. Grecy niewypowiedziane sprawy dokonujące się w misteriach skrywali właśnie pod postacią tańca, wiedząc, że są takie przekonania i przeczucia, których nie można wypowiedzieć, a tylko „czynić” w piękny sposób. Taki też jest taniec sakralny, ponieważ jest przede wszystkim naśladowaniem w geście i rytmie ruchu, którym Bóg, jako zasadą stwórczą, obdarzył kosmos; jest włączeniem się w rytm miłości stwórczej, która stworzyła świat gwiazd. Człowiek starożytności podziwiając drgające światła niebieskie, zwykł był mówić o tańcu gwiazd. Filon na przykład powiada, że gwiazdy, wykonują prawdziwie boski taniec, ponieważ nie zmieniają porządku, który wyznaczył im w kosmosie wszystko rodzący Ojciec. Według nauki pitagorejczyków, gwiazdy są miejscem pobytu błogosławionych. Dusza więc, która już tu na ziemi chce zjednoczyć się z bóstwem, musi włączyć się w ten taneczny korowód gwiazd, aby już teraz być tym, czym była kiedyś i czym kiedyś będzie. Bóg bowiem chce, powiada Filon, żeby dusza mędrca była odbiciem nieba, niebem sprowadzonym na ziemię; żeby posiadać w sobie to, co znajduje się w sferze eteru: uporządkowane ruchy, harmonijne korowody taneczne, podporządkowane Bogu obroty i równą gwiazdom, lśniącą blaskiem dobroć. Lukian w związku z tym mówi o pobożności Hindusów, którzy okazują cześć tańcu słońca w ten sposób, że w głębokiej ciszy tworzą korowód i tak tańcząc, naśladują taniec boga (słońca). O astrolatrii wspomina jeszcze w czasach chrześcijańskich Honoriusz z Autu, który powiada, że chór śpiewających psałterz wziął swoją nazwę od chorea canentium, a więc tanecznego chóru śpiewaków, który w czasach antycznych w swoim omamieniu wielbił bogów głosem i służył im całym ciałem. Chrześcijanie próbowali, także w związku z chrześcijańskimi tajemnicami, nadać tańcu znaczenie sakralne i sakralnie go usprawiedliwić. W czasach najwcześniejszych, kiedy orgie pogańskie jeszcze tkwiły świeżo w pamięci chrześcijan, taniec był zakazany i z całą mocą zwalczany przez Ojców Kościoła. Średniowiecze ośmieliło się już jednak podjąć tego rodzaju próbę, wprawdzie jeszcze poza liturgią, niejako na jej kanwie. Tak więc do obchodów Wielkanocy i innych dni świątecznych włączono bardzo stateczny korowód i zabawę kleru w piłkę (piłka, sphaira – symbol wschodzącego słońca), które miały miejsce albo w krużganku, albo na dziedzińcu rezydencji biskupiej; nawet biskupi brali udział w tych zabawach. W katedrze w Sewilli zachował się do dzisiaj zwyczaj wykonywania przez chłopców przed rozpoczęciem Tajemnicy Ołtarza tańca sakralnego. Takie zwyczaje miały być niejako antycypacją niebiańskiej radości, a usprawiedliwiały je i inspirowały przykłady zaczerpnięte ze Starego Testamentu. Miriam, siostra Mojżesza, po przejściu Morza Czerwonego, wiedzie korowód, a wszystkie kobiety podążają za nią śpiewając i uderzając w bębenki (Wj 15,20). Dawid tańczy przed arką (2 Sm 6,5). Także w niektórych miejscach Księgi Psalmów można natrafić na słowa wskazujące na taniec, korowód taneczny, np. wtedy, gdy modlącego wzywa się do oddania chwały Bogu in choro albo do exsultatio (exsulto – skakać do góry, podskakiwać); w tłumaczeniach sens tych słów nie jest już jednak uchwytny. O formie starożytnych tańców i korowodów nie wiemy wprawdzie wiele, ale można domniemywać, że nie różniły się one istotnie od tańców współczesnych ludów Wschodu. W ostatnim czasie w różnych krajach misyjnych, np. w Indiach i w krajach afrykańskich, podejmuje się wysiłki, aby tradycyjne tańce kultowe tubylców wprowadzić do liturgii. Świadkami takiej próby byli pielgrzymi zebrani na placu Św. Piotra w 1957 r., z okazji Światowego Kongresu Młodzieży Katolickiej. Dzisiaj nie jest już niczym nadzwyczajnym, gdy zakonnice hinduskie przebywające w klasztorach na Zachodzie tańczą podczas Mszy św. albo śpiewania Magnificat. Nawet europejskie wspólnoty religijne tu i tam próbują znaleźć dla odmawianych przez nie modlitw jakieś taneczne formy wyrazu. Św. Augustyn widzi w tańcu symbol, mistyczne przedstawienie, świętego współbrzmienia w wiecznym pokoju wszystkich tonów i gestów. Łatwo zrozumieć, dlaczego podręcznik malarski z klasztoru na górze Athos zaleca opatrzenie personifikacji przedstawiających Kościół inskrypcją: „O Kościele, ciesz się w Panu, wykrzykuj z radości i tańcz!”.
Błogosławiony
malarz-zakonnik Fra Angelico przedstawił radości niebiańskie w
obrazie korowodu tanecznego, do którego aniołowie zapraszają
sprawiedliwych wszystkich stanów, podają im ręce i w rajskim
ogrodzie pełnym kwiatów rozpoczynają pląsy.
|
|